Etykiety

piątek, 25 lutego 2011

Będę straszyć, więc proszę uważać :))))

Remont trwa nadal, bo w ciągu tygodnia trudno się zebrać i biblioteczkę złożyć, więc moi panowie czekają na weekend ;) A ja jak oszalała dorwałam farbę kremową i wszystko na ten jasny kolor mażę - po prostu mnie oczarował! Chyba dlatego, że bardzo brakuje mi ciepłych promieni słonecznych, a za oknem ciągle zima i zima. Efektami pochwalę się niedługo.

Dzisiaj chciałam Wam przedstawić przede wszystkim nowe anioły, ale okazało się, że z aniołów zrobił się... jeden anioł. Mądrze zostawiłam pomalowane i polakierowane Janioły na parapecie, żeby spokojnie sobie schły. Nocą zakradła się na parapet podstępna wilgoć, która pourywała Janiołom skrzydełka :( Ostał mi się jeden, tylko dlatego, że zabrakło dla szczęściarza miejsca na parapecie. Ale ten jeden jedyny jest bardzo wiosenny - i taką mu wyznaczyłam funkcję, ma przywoływać wiosnę!


I niech już w końcu tę wiosnę przywoła, bo ja nie mogę doczekać się lekkich sukienek i mojej lemoniady pitej w tych szklanych filiżankach po babci. I tego, żeby mi piegi na nosie od słońca wyskoczyły, i żonkili nie mogę się doczekać, zapachu trawy i świergotu ptaków... Ech, pomarzyć dobra rzecz :)
A tu dowód w sprawie morderstwa Janiołów:


Rozmoczony jak bułeczka, niestety :(

A ponieważ tytuł jest o straszeniu, to wiadomo, że pokażę też coś uszytego przeze mnie :P Stwierdziłam, że Tymuszka musi mieć przyjaciela uszytego przez własną mamusię, więc chwyciłam stary szlafrok i rach, ciach - powstał Bazyl. Królik krzywy, ale z rockową duszą ;) No i bardzo mięciutki. Został zaaprobowany przez Trolla poprzez obślinienie całego futerka. Więc jest dobrze. Przedstawiam Bazyla (z Krychą się świetnie dogadują):



I to na tyle dzisiaj. Może jak wszyscy bardzo ię postaramy to przywołamy tę wiosnę?

poniedziałek, 21 lutego 2011

W czasie remontu

Wymyśliłam sobie biblioteczkę na całą ścianę przedpokoju. Chodziłam, marzyłam, upychałam książki w różnych zakamarkach mieszkania, więc gdziekolwiek się ruszyłam, tam leżały stosy książek - nieuporządkowanych, trochę zakurzonych i "patrzących" na mnie z wyrzutem, że nie mają się gdzie podziać. Wspaniałym zbiegiem okoliczności znalazły się deski idealnie pasujące na moją biblioteczkę, więc mój kochany Fader Wielki do spółki z Mężem Wspaniałym postanowili urzeczywistnić to moje marzenie. No i mam w domu burdello bum bum :) Ale już widziałam przymiarki desek i już oczyma wyobraźni układam na pięknych półkach moje zbiory. Żeby nie było - Mader kochana też się przyczynia, bo okleja półki, żeby wiórami nie straszyły. Nie mogę się doczekać tej wspaniałej biblioteczki, gdzie książki będą mogły z godnością oglądać nasze domowe życie :) Na razie bowiem leżą gdzie popadnie i czekają na swoją kolej.

Jak zwykle w weekend powstała nowa partia Janiołów.



Ten ostatni jest pierwszym z serii aniołów z wzorami ludowymi. Zostałam poproszona o taką właśnie serię i próbuję, jak się za to zabrać :) Ten wzór jest na motywie wzorów borowiackich. Będą też inne.


Zaczęłam współpracę z Aleją Artystów, więc te Janioły będą do kupienia własnie w tej Galerii :)

Podczas przeszukiwań książkowych znaleźliśmy między innymi takie skarby, jak to niemieckie wydanie Quo vadis pisane gotykiem :)






Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam serdecznie odwiedzających!

Ps. Na malowanie czekają kolejne stwory :)

czwartek, 17 lutego 2011

Międzynarodowy Dzień Kota

Dzisiaj jest Międzynarodowy Dzień Kota. Z tej jakże ważnej okazji wszystkim włochatym, tajemniczym zwierzakom i ich właścicielom ( a właściwie tym, którym się wydaje, że są właścicielami kota) życzę dużo futerkowej radości, przytulasków wieczornych i porannych, misek pełnych piersi z kurczaka (moja Proca je uwielbia!) i dużo, dużo mruczości :)
Moja kota jest wymarzona, wyśniona i pokochana miłością od pierwszego wejrzenia. Uwielbiam jej gładkie, delikatne futerko, jej sprężyste ruchy (mimo wydatnego brzucha), jej przymrużone ślepka kiedy mruczy rozkosznie na moich kolanach. Jej dziwactwa. Brak zainteresowania  choinką i ozdobami wszelkiego rodzaju, nieobgryzanie kwiatów, trzymanie się z daleka od dziecia. Jej godność i spokój.To taki kot z klasą! Ale gdy budzę się rano, czeka już pod drzwiami pokoju i wita mnie przeciągłym miauczeniem. Na jej miłość trzeba sobie zasłużyć i to jest w niej najpiękniejsze! A jakie są Wasze koty? Czy mają swoje dziwactwa? Podziękujmy im dzisiaj długim mizianiem za cudowną, kocio - człowieczą przyjaźń :)

poniedziałek, 14 lutego 2011

Dziewczęce...

Nastraszyłam Was tą Krychą trochę ;) Ale gwarantuję, że jest ona tylko do mojej dyspozycji:)
W weekend dla równowagi powstała nowa partia Janiołów. Siedziałam w pokoju i słuchałam audiobooka "Książę mgły" (jestem oczarowana tym światem!) i tak jakoś mnie ten świat magii jak mgła owionął, że moje weekendowe Janioły przybrały bardzo dziewczęce postacie. Zupełnie nie w moim stylu, ale zawsze odskocznia jest czymś dla mnie ciekawym.

Pierwszy z nich jest Janiołem eksperymentalnym, pomalowanym akrylem. Pięknie popękał, do tego kolor jest tak "przejrzysty", że na pewno powstanie cała seria aniołów akrylowych.


 Ta panieneczka miała ochotę na kokardę, więc jej nie szczędziłam :) Dostała dużą kokardę w kolorze żonkili, których tak usilnie wypatruję ostatnio!



Anielica w błękitnej pelerynce kojarzy mi się z aniołem dziecięcym. Kiedyś nad moim łóżkiem mama powiesiła obraz z aniołem strzegącym parki dzieci. Ta anielica inspirowana jest właśnie tym obrazem.

Z tym Janiołem mam problem. Nie potrafię uchwycić jego koloru. Jest to morski odcień wody, przechodzący od skrzydeł w dół sukni w głęboki kolor Morskiego Oka.



No i się pochwalę, że moje prace można kupić w Artstacji (odnośnik po lewej stronie). Jestem tym cała zestrachana, ale co tam - raz się żyje :)
A na koniec, żeby nie było tak tylko sielsko-anielsko, mój dzisiejszy recykling ;) Ostatnio pędzle walały się po całym mieszkaniu doprowadzając mojego męża do białej gorączki. Chwyciłam więc za jeden z tych pędzli, podarłam jedną partyturę mężowską i tak oto powstały puchy na guziki i pędzle :)


Dzisiaj zakończyło się kilka cukieraskowych losowań. Mimo, że nic nie udało mi się wylosować, jestem zachwycona samą zabawą (pierwszy raz w życiu brałam w czymś takim udział :)) i emocjami z nią związanymi. Dziękuję za nie bardzo mocno :*

czwartek, 10 lutego 2011

Efekt pokłutych palców

Jakiś czas temu kupiłam materiał, który bardzo mi pasował na lalkę. Wyprany i wyprasowany czekał na natchnienie. W końcu został skrojony, sfastrygowany, a ja z uśmiechem na ustach usiadłam przy maszynie i... dostałam białej gorączki, bo maszyna mojej rodzicielki ni w ząb nie chciała zrozumieć, że ja bardzo chcę tę lalkę uszyć i postanowiła po prostu materiał olewać, nie zauważać go, nie łapać... Mąż uciekał z pokoju, bo w kierunku nieszczęsnej maszyny leciały niecenzuralne słowa. W końcu, pokonana, chwyciłam za igłę i nitkę i w ten oto sposób powstała całkowicie ręcznie wykonana moja pierwsza lalka. Podobno ten typ lalek nazywa się tildami, ale śmiać mi się chce z tej nazwy, ponieważ moja mama wieki temu szyła mi podobne i ja tam je nazywałam po swojemu ;) Włoski powstały dzięki pomocy Delfiny,która dla mnie jest mistrynią w szyciu cudności. Moja Krystyna jak zwykle u mnie bywa jest krzywa, niedorobiona, ale ja tam jestem z niej zadowolona, bo to efekt moich pokłutych palców;)
Przedstawiam Krystynę:


Z tyłu również chciała sie pokazać:
No i żeby nie było, że Kryśka jakaś niedorobiona, to majteczki firmowe również posiada ;)
 Kiedy powstanie następna taka pannica, tego nie wiem. Pewnie wtedy, kiedy zagoją mi się palce alo pogodzę się z maszyną ;)
Dziękuję, że tu zaglądacie. Wasze komentarze są dla mnie jak wiatr w żagle. Pozdrawiam cieplutko!

Ps. Miała powiedzieć, co się stało z Niebieskim z pierwszego postu - powędrował daleko do zaskoczonej mamy ślicznej dziewczynki :) Więc i tak chroni dziecko i jest całkiem z tego zadowolony!

niedziela, 6 lutego 2011

Padam - tadam!

Pewna osoba zastanowiła mnie ostatnio swoim wpisem - zazdrości mi czasu na lepienie Janiołów. Cóż - dzieciaci wiedzą, jak to bywa z tym czasem, a niedzieciatych oświecę - spałam dziś łącznie jakieś 5 godzin (z przerwami na karmienie czy pogłaskanie po główce, bo śni się coś złego) , wczoraj to samo. Mąż pochrapuje z trollem w pokoju, a ja od nadmiaru pomysłów nie mogę zasnąć i jak nie zrobię czegoś, to po prostu nie będę mogła zamknąć oczu. W ten sposób mój mąż ma żonę-zombie, a ja wsypuję do zupy cukier zamiast soli ;) Ale lubię mieć skończone to, co zaczęłam.
Ostatnio naszło mnie na Janioły malowane. A że zdolności pod tym kątem Bozia poskąpiła bardzo, zaczęłam kombinować, co tu zrobić, żeby wyszło ciekawie, a żeby się nie narobić. Powstał więc projekt Janiołów decoupage'owych. I jak to zwykle w życiu bywa, to co w głowie dość znacząco odbiega od tego, co w rzeczywistości. Ja do końca zadowolona nie jestem, więc chyba te pierwsze Janioły będą też ostatnimi, ale pokażę efekty mojej pracy. Zdjęcia zupełnie surowe, bo na oczy nie widzę ze zmęczenie ;)

Pierwszy jest Janioł Słoneczny. Tak mi się zatęskniło za wiosną, że powstał taki wiosenny twór. Chyba polubiłam go najbardziej ze wszystkich.


Drugi, mniejszy, w żółtawej sukienusi, zasłonił się koronką. Podobał mi się kontrast czerni z rozbieloną żółcią, tylko musiałabym popracować na samym cięciem koronki...

Biały zawiódł mnie najbardziej. Chyba najlepiej wyglądał bez lawendy, ale to przeze mnie - nie jestem w stanie wyciąć dokładnie malutkich elementów...


Amarantowy...cóż, mi kojarzy się tylko z jednym miejscem, niekoniecznie przeznaczonym dla aniołów ;P

Ostatni Janioł jest tylko Janiołem próbnym, ponieważ pochodzi z serii spalonej przez nieuwagę (wyobraźcie sobie smród w mieszkaniu;)).Miał służyć za próbnik tego, jak wyjdzie decoupage na masie, a spodobał mi się i dlatego znajduje się w galerii :)

I to już wszystkie moje decoupage'owe Janioły, pewnie jedyne w swoim rodzaju, bo jakoś mnie na razie nie ciągnie do nowych. Okupione brakiem snu i kiepskimi obiadami ;)
Miłej i słonecznej niedzieli życzę! Mam nadzieję, że spędzacie ją w sympatycznym gronie na ulubionych zajęciach!

czwartek, 3 lutego 2011

Czas na Przytulasia.

Co to jest Przytulaś? To taki twór natury miękkiej, bez którego mój synek zasnąć nie może. Kiedy zobaczyłam, jak Tymuszka naciąga sobie pieluchę na twarz gdy jest zmęczony, postanowiła uszyć mu Przytulasia. Maszynę posiadam pożyczoną od Rodzicielki od dwóch tygodni, więc umiejętności tak naprawdę u mnie żadne, ale chęci dość duże. Moje Przytulasie są krzywe i niedorobione, ale dzieciakom jak na razie to nie przeszkadza. Wczoraj w końcu udało mi się pozszywać Kurczaka Ferdynanda dla córeczki koleżanki - małej Daszy. W sobotę Dasza jedzie z rodzicami w odwiedziny na rodzinną Ukrainę, więc mam nadzieję, że Ferdek pomoże jej zasnąć w meczącej podróży.
Ja ze swojej strony proszę o wyrozumiałość dla nikłych talentów krawieckich, ale szycie Przytulasiów naprawdę sprawia mi wielką radość! A fotografuje się je średnio, bo brzuszki niczym nie wypchane, żeby prościej się na buzię naciągało, więc zdjęcia jakie są to każdy widzi ;)
Przedstawiam zadziornego Ferdynanda:




A na koniec test jakościowy ;)


Zdany!
Teraz chodzi mi po głowie grupa pewnych potworków, ale o tym innym razem. Pozdrawiam i dziekuję za przemiłe komentarze - dodają skrzydeł!

wtorek, 1 lutego 2011

Się pomieszało:)

Witam w jakże szary i pochmurny dzień. Za oknem ciągle straszy niby-zima, bezśnieżna, smutna i dołująca. Z dzieciem moim na długie spacery wychodzić w taką pogodę nie bardzo, więc zaliczamy przepisowe krótkie rundki, a potem siedzimy w domu. Kiedy Tymuszka zaśnie snem sprawiedliwie zmęczonego krasnala, ja zaparzam sobie wielki kubas zielonej herbatki i lepię, lepię i jeszcze raz lepię. Przytulasie czekają z poobrywanymi główkami, rozrzuconymi rączkami, a mnie na te moje Janioły wzięło i przejść nie może. Przez te moje zapędy wszystko się wymieszało, bo przyszło mi do głowy, że chińskie wnętrze pokoju mojego brata i bratowej zasługuje jednak na prawdziwego chińskiego Janioła, i tak oto powstał Pan Sumo-Taki :)



Swoją wagą i powagą powalił na kolana czerwonego z poprzedniego postu i rozsiadł się w pudełku na prezent, nie pozostawiając dla nikogo miejsca. Czerwony się nie przejął, śmignął do małego chłopca i dobrze sie u niego sprawuje. A niebieski...cicho sza, o nim innym razem;)

Kiedy pogoda zmusza do wtulenia się w cieplejszy sweterek, mi marzy się morze. Może z tego marzenia powstał Morski. Przecierany, nierówno pomalowany, miał wyglądać jakby był trochę zniszczony od piasku. Jakby w zagłębieniach po muszelkach zebrały się resztki wody. Lubię ostatnio takie przecierane Janioły, bo to, co wychyla nosa spod farby, przypomina mi glinę :)


A ponieważ Zostało mi trochę masy, powstały dwie małe główki anielskie. Jedna trochę egzotyczna, mulatkowata, bo mi się zjarała ;) Tak to jest, jak za długo się w solarium siedzi ;)


I chyba w końcu zabiorę się za moje Przytulasie, bo niedługo maszyna do szycie zostanie mi odebrana, a własnej nie posiadam. Mąż będzie zachwycony, że chociaż przez jeden wieczór w całym mieszkaniu nie będzie czuć zapachu lakieru :)
Mój troll się obudził - na ząbkujące dziecko żaden Janioł nie znajdzie rady, niestety. Lecę do niego i życzę Wam tylko miłego oglądania!